Byłam całe trzy dni w domu. tak jakoś mi wypadło,że musiałam szybko wracać do Niemiec.
Przyjechałam o trzeciej w nocy do domu i chciałam biegać po nowych schodach. Ale ,że noc była wyjątkowo ciemna odpuściłam sobie do 8:00
Schody są naprawdę świetne, bardzo wygodnie się po nich chodzi. Wyglądają masywnie i już nieco zmieniły kolor. Moja kotka Micia systematycznie je depta i drapie. Mizia się o belki i ostrzy sobie pazurki. No ma być na stare :-)
Brukowisko zostało obsypane do 1/3wysokości specjalną zaprawą. Patryk delikatną mgiełką wody polał kamienie. Wieczorem wszystko ładnie stwardniało i wtedy zasypaliśmy kamienie najpierw gliną , a potem piaskiem .
Siedziałam na tych schodach taka szczęśliwa, bo taka ostatnio jestem ale i też bardzo dumna z własnego projektu schodów i brukowiska.
Posadziłam sporo kwiatów. Jest tu pachnąca lawenda, ozdobne trawki, barwinek, skalniaki, żurawki i nowa glicynia. Stara ,przesadzona jesienią glicynia puściła piękne pączki ale niestety została zniszczona majowym mrozem lub złamana gdzieś przy korzeniu, jak zakładali wielkie kamienne bloki chroniące drenaż przed ziemią z rabatki. Narazie jest na swoim miejscu, bo mam nadzieję,że odbije od korzenia. Ale zapobiegawczo kupiłam drugą sadzonkę. Rośnie obok i już cieszy oko bujnymi listkami.
Hortensje na rabatkach dostały nawozu więc będą pięknie kwitły. Wstrętne ślimaki zjadły wszystkie słoneczniki i ponadgryzały dalie. Plaga ślimaków. Ale zbierałam je systematycznie do wiader i wynosiłam nad rzekę. Może nie trafią:-)
Sałata pięknie się rozrosła. I chyba dla ślimaków jest za wysoko, bo jej nie wcinają.
Micia testuje nowe brukowisko. Chyba jest zadowolona. Labradorek biegał i też było ok ale dla sędziwego wiekiem psa od rodziców takie wyboje są torem przeszkód. Biedny strasznie kuleje na tych kamieniach.
Kocimiętka choć malutka już kusi moją kotkę. Mizia się o nią i skubie maleńkie listki.
Przez trzy dni zrobiłam masę różnych rzeczy. Wyplewiłam szklarnię, posadziłam i opalikowałam pomidory, podwiązałam ogórki,przesadziłam wysiane kwiaty, dosiałam marchewkę. Kupiłam 50 sztuk podkładów kolejowych do dekoracji w ogrodzie. Trzy godziny przed wyjazdem do Niemiec zabrałam się za koszenie trawy. Patryk pstrykał mi fotki, a jak w slalomie biegałam między krzewami i kosiłam trawę. To wcale nie jest taka prosta sprawa skosić trawnik , jak ktoś ( a dokładnie ja) nasadził tyle kwiatów, drzewek i krzewów.
Tadam skończone. Do wyjazdu mam dwie godziny. To jeszcze opryskam róże. Oczywiście nie byłam jeszcze spakowana.
Obiecałam odpocząć 15 minut więc najlepiej poleżeć na trawce. Syn mnie nakrył w margaretkach. Ten cień to moje dziecko. Jakoś tak mi wyrosło:-)Ta fotka jest już pozowana. A co , gumowce i margaretki- po kobiecemu hi hi
Mszyca jakoś oszczędza moje róże ale zapobiegawczo opryskałam je biologicznym środkiem. Tak dla informacji róże rosną za tymi łubinami. Obecnie są jeszcze mniejsze od łubinów ale w czerwcu zdecydowanie je przerosną. Posprzątałam ogrodowe zabawki, spakowałam to co trzeba i ledwo zdążyłam na autobus.
Ale w trzy dni zrobiłam to co normalnie można zrobić w tydzień więc się cieszę,że zaoszczędziłam cztery dni. Przeznaczę je na leżenie na kocu pod drzewem. Ostatnio tak poleżałam i mi się spodobało
Pozdrawiam ogrodowo.
Katrin